Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MARCINEK

Pewnie, że strzelę, jak zobaczę bolszewnika, poto on jest — rewolwert!

MORSKA

Boże uchowaj! Zgubiłbyś nas. Żadnego oporu. Na to są nasi żołnierze. Ale za to też żadnych usług, żadnej wskazówki i pomocy. Wszystko niech biorą gwałtem, żadnej z nimi ugody... Słyszycie?!

KOBIETY (odpowiadają chórem).

Słyszymy!

(Rozchodzą się: Lasota z Marcinkiem wstępują powoli na górę, Wojciechowa z Zosią idą na lewo, Morska — na prawo. Odchodząc, zabrali ze sobą światło).
SCENA SZÓSTA
Morska, Zosia.
„Hall“ przez chwilkę pozostaje pusty i ciemny. Nagle w okna ganku zaczyna bić blask potężniejącej zwolna łuny. Z drzwi na prawo ukazuje się Morska ze świecą w ręku, z drzwi na lewo wybiega Zosia w nocnym kaftaniku.
MORSKA

Co to? Pożar?

ZOSIA

Tak, proszę Jaśnie Pani, Klonowo się pali.

(obie podchodzą do okna i przez chwilę w milczeniu wpatrują się w łunę).
ZOSIA

Paniusiu: oni idą. Boję się, paniusiu, boję!...