Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I. CHŁOP

Juści porozkradają. Naród idzie tera rozmaity.

MORSKA

Nawet w spokojnych czasach trudno podróżować z rodziną, obecnie — wprost szaleństwo! A śmierć... śmierć czyha na człowieka wszędzie: czy tu, czy tam! Nawet myślę, że tutaj łatwiej jej uniknąć i że... słodziej u siebie umrzeć! Czy nie prawda?

(Wśród chłopów pomruk przychylny).

A tymczasem, jeżeli wróg tu bez was przyjdzie, to napewno chatę wam splondruje, splugawi, obejście zniszczy, spali, płoty rozbierze na opał... I słusznie: poco ma szczędzić? Przecie nie on ten dom budował, ziemię orał, trudził się, zabiegał, drzewa sadził, ogrodzenia grodził. Nie on ziemię tę od dziadów-pradziadów potem i łzami zlewał. Dla niego ona tyle warta, co dziś na niej stopę postawił, albo nocne legowisko rozłożył. Jutro idzie dalej!

I. CHŁOP

Prawda, jak cygan.

MORSKA

Jak bolszewicy spotykają puste wsie, to myślą, że polakom wszystko jedno gdzie mają żyć, że bez walki oddadzą całą ojczyznę... Więcej nabierają zuchwałości i zawczasu sobie planują, jak oni tu na naszych polach i ogrodach swoje założą sadyby. Bo im się tu podoba na cudzym dorobku, leniom i nędzarzom!... A jeżeli wrócicie, nawet zczasem, to będzie uważał, że może wam coś z łaski ustą-