Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   75   —

w tym wypadku uczynić!... W każdym razie dziękuję pani serdecznie, dziękuję...
Dziewczyna czekała, że ją popieści, zrobiła nawet ruch, jakby chciała się do niego przytulić, lecz on złożył jeno na jej ręku pełen szacunku pocałunek i powiedział:
— Do jutra... a raczej do dziś po południu!
Wracał piechotą.
Zorza napełniła miasteczko swoim złotym pyłem i purpurą; cicho płynęły w podniebiu od morza siwe chmury. Wszystko spało jeszcze, nawet psy nie snuły się po pustych ulicach. Gdy jednak mijał dom komendanta, dobiegła go stłumiona wrzawa.
— Popili się!... — mruknął, wspominając z niechęcią scenę z setnikiem i sekretarzem. Zamierzał iść dalej, gdy nagle rozległ się przejmujący krzyk.
— Oho!... — szepnął — mordują kogoś!
Zawrócił mimowoli i poszedł w tę stronę. Rychło dostrzegł kupkę kozaków i mieszczan przed gankiem domu komendanta; przyglądali się ciekawie czemuś, co działo się wewnątrz ich koła. Nad głowami ludzi mignęły nagle pręty i straszny, skomlący krzyk powtórzył się.
— Egzekucja!
Zbliżył się już na tyle, że spostrzegł stojących na ganku komendanta, sekretarza i paru kupców.
Schował się przed ich wzrokiem za plecy tłumu i z boleśnie bijącem od przykrego domysłu