Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   63   —

zabiłbym cię, gdybym miał władzę twoją. W dodatku... miłuję ją, tak ją miłuję, że i samej wolności bez niej nie pragnę...
— Użyję wszelkich sposobów, żebyś wzajemność jej mógł pozyskać... A wtedy co przeszkodzi wam siąść razem z nami na okręt, skoro uda się nam go zdobyć?...
— Beniowski, jesteś dobry, jak sam Bóg... Przysięgam!...
— Nie przysięgaj!... Bądź szczęśliwy i dziewczynę uczyń szczęśliwą, bo warta... Słodka i szlachetna to dusza!
— Ależ wiem, wiem!...
— Idź więc w spokoju!... Nie omieszkam ze sposobności skorzystać, aby zapoznać cię z nią i z całą rodziną Niłowowych.
— Już ją znam, gdyż w czasie twej nieobecności bywałem u Marty Karłowny razem z Sybajewym...
— Tem lepiej!... — odrzekł Beniowski.
— Zmysły tracę, gdy pomyślę, co to będzie, gdy siądziemy z nią razem na okręt... Gdy trafię na jaki piękny kąt świata, na jaką cichą wyspę, osiądę z nią tam, aby w spokoju uprawiać rolę i cieszyć się jej miłością... Uważałeś, Beniowski, jakie ona ma śliczne oczy?... Gdy się w nie spojrzy, wydaje się, że się zapada w jakąś słodką przepaść... Co?... Nie!?... Wieczniebym patrzał... Uchyla mi jednak oczów, szkaradnica... Przyjdzie jednak chwila, że utonę w nich niewzbronnie... Och, Beniowski, jakże bije mi ser-