Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   159   —

gną przed nim swe grzbiety, kozacy i żołnierze słuchają go pilniej, niż swych oficerów... Je, pije, bogaci się... Za parę dni zaślubi najpiękniejszą w mieście, ba, w kraju całym, na świecie całym, dziewczynę... — tu pobladł, zachwiał się i dokończył zdławionym głosem: — A wtedy... a wtedy... Cóż mu przeszkodzi sięgnąć po najwyższe w województwie zaszczyty?
— Powiedziałem ci, nędzniku, że nie zaślubię jej nigdy!... Wiedz, że nawet jej zaślubić nie mogę, gdyż mam żonę i dziecko!... Spytaj się Chruszczowa i Baturina, niech poświadczą!... — wybuchnął wreszcie Beniowski. — Co się zaś tyczy innych twoich oszczerstw, to czyny moje są najlepszą na nie odpowiedzią!... Czy istotnie nie polepszyło się położenie wasze?... Czy rabują, poniewierają i katują was za byle co, jak dawniej?
— Bili niedawno Bielskiego... — bąknął ktoś z tłumu.
— To... nic... Co was to obchodzi... Sam wiem... sam Beniowskiego prosiłem!... Nie winien nikt!... Głupcy!... — odpowiedział nagle z kąta przerywanym głosem Bielski.
— Nie jestem wszechwładny!... — mruknął Beniowski — ale porównajcie swoje poprzednie położenie z obecnem... Czyż istotnie nie widzicie różnicy i czy sądzicie, że zdobył ją wam swem przebiegłem rozumowaniem Stiepanow?... Nie o to wszakże chodzi, gdyż przecie nie dla polepszenia obecnego swego bytu związaliśmy