Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   87   —

zacności człowiek i bardzo wykształcony starosta Bielski!... A co oni z niego zrobili, co z niego zrobili!... Jakiegoś błazna ku swojej rozrywce, muzyka... wesołka, z którego rad każdy się natrząsa!... A dlaczego?... Bo jest potulny, łagodny, dobrze wychowany... grubjaństwem im odpowiedzieć nie może!...
— To też przeciw tobie świadczy, Chruszczow! — wtrącił Beniowski. — Sam widzisz!...
— Dotychczas nic nie widzę!... Może zobaczę, choć wątpię. Siła zawsze będzie po ich stronie, a po naszej tylko cnota nasza!... Dlatego ten drugi twój projekt bardzo mi się nie podoba. Nie masz wyobrażenia, ile swarów, zwad, zawiści, intryg, namiętności i nawet zabójstw wynika tutaj przy wszelkiej grze. Dlatego rząd zabronił kości i karty... Wówczas zamiast nich wymyślili sobie oni — szachy. Rzecz niby szlachetniejsza, rozumniejsza, ale w gruncie rzeczy taka sama szulerka!...
— Oczywiście szulerka! — zgodził się Beniowski.
— Nieładnie!... Nie przystoi nam się do tego mieszać!...
— Nie przystoi się mieszać?... Nieładnie!... — wybuchnął Beniowski. — A to ładnie, że ciebie pohańbiono, pozbawiono majątku, zaszczytów, przynależnej ci z urodzenia godności? — Że wysłano cię aż tutaj za to, że nie chciałeś uciskać innych, że pragnąłeś żyć w zgodzie z własnem sumieniem!... Ładnie, że mnie, jeńca i obcego