Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   79   —

— Ach, to pan może mógłby nam coś o tem opowiedzieć. Bo ja sama petersburska jestem i tak tęsknię, tak bardzo tęsknię do tego miasta rodzinnego w tej głuszy... Jak to teraz wygląda Newski Prospekt albo wyspy Wasilewskie?... Pewnie już gęsto zabudowane... Ho, ho!... Miasto rośnie jak na drożdżach! Dawnoż to, za moich lat panieńskich, jak na Małej Morskiej parkany drewniane stały, a teraz kamienica pewnie koło kamienicy jak mur. Myśmy mieszkali z tamtej strony Newy, ojciec miał urząd w Admiralicji i domek nasz stamtąd niedaleko. Cudzoziemskiego jestem pochodzenia, ale urodziłam się już rosyjską szlachcianką...
Długo gadała, przeskakując z przedmiotu na przedmiot i spoglądając bystro agatowemi oczyma na ściągłą twarz wygnańca.
— Widzę, że gryzie pana troska... Zapewne życie tutaj przykre będzie dla ludzi przyzwyczajonych do dworskich salonów... Powiadają, że pan bywał na dworze nietylko polskiego króla, ale i niemieckiego cesarza?...
— Tak, rodzina moja z Węgier pochodzi; kształciłem się w kolegjum cesarskiem w Wiedniu, ojciec mój był generałem kawalerji austrjackiej i miał dostęp do progów monarszych...
— Z Wiednia więc!... I mój ojciec też z Wiednia... Dziwy mi opowiadał o tem mieście znakomitem. Pogadamy o niem jeszcze nieraz, a teraz niech pan idzie, bo naczelnik, choć dobry, popędliwy jest i lubi, żeby go słuchano. Niech