Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   50   —

figlarne spojrzenie i zagadkowy uśmiech młodemu gościowi, jęła szybko łupać kawałkami lód do trzymanego w ręku wiadra.
Beniowski poprawił czapkę i po krótkiem wahaniu zawrócił do wioski, aby odszukać Baturina. Niedługo potem sześciu przyjezdnych spiskowców siedziało wśród zaśnieżonego lasu na pniu zwalonego drzewa i naradzało się, co dalej czynić?
— Żle się stało, że Beniowski mu powiedział. Przedewszystkiem nie miał prawa; po drugie on nas zdradzi... Obaczycie, że za chwilę będą tu kozacy!... Ale ja się żywcem nie dam!... — wybuchnął Stiepanow.
— Skądże taka pewność!? Przeciwnie, jestem przekonany, że się do nas przyłączy i bardzo nam dopomoże!... — odpowiedział sucho Beniowski.
— Wiecie co, zamiast się kłócić i trapić podejrzeniami, udajmy się lepiej zaraz do miasta. Przedewszystkiem mamy obowiązek przedstawić się sekretarzowi i komendantowi, po drugie poznamy zaraz z nastroju, co się święci... A może i zajęcie jakie znajdziemy... — radził pojednawczo Baturin.
Poparli go Panow i Sofronow; Winblath poglądał wyczekująco na Beniowskiego; jeden Stiepanow z miejsca zapalczywie oświadczył, że nie ma wcale zamiaru iść naprzeciw zgubie, że woli zostać tutaj, bliżej lasu.
Przy wejściu do miasteczka spotkali gro-