Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   170   —

Wlot wyschły łzy w oczach Nastazji; wyprostowała się i zacięła usta.
— Masz bachora w brzuchu?... Gadaj!... Dobrze w takim razie, że zginął, bobym pasy drzeć z niego kazała, przybłędy... Dolo moja, dolo! Na utrapienie swe pozwoliłam się otumanić gładkim słówkom tego lacha... Wszyscy oni zdradliwi, jak żmije i syczącym jaszczurczym.... mówią językiem!... Bić! nić! śnić! Jeżeli cię tknął, bić każę na placu w noworoczny mróz jego ziomków, tego Bielskiego, Winblatha i nawet sługę jego, przeklętego raba Andrzeja! Popamiętają, co to oczy podnosić na naczelnikowskie córki...
Nastka śledziła matkę niepostrzeżenie z pod opuszczonych powiek; złowrogi blask jej oczu i niewidziany nigdy przedtem wyraz mściwości na twarzy przybił doreszty zbolałe serce dziewczyny, jak lodowy głaz.
— Skąd?... Co? Dlaczego... ją tak krzywdzą, a gorzej jeszcze jego?... Jakiem prawem?...
Chciała zerwać się i ciskać jak matka przekleństwa, grozić i razić boleśnie, tratować i rozbijać... Drżała i wszystko w niej wrzało; rozumiała jednak, że na jej krzyk może zjawić się ojciec, może wreszcie wezwać go rozgniewana matka, a wtedy... Groza ją przejęła, stężała, bez ruchu, twarz odwróciła do ściany i usta ścięła, jak cieniutką nitkę.
— Nic, nic nie było! Marto Karłowno! Jak mogło być?... Przecie z niej oczu nie spuszczaliśmy, dzień i noc strzegłam jej, a w jadalnym