Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie mogła mówić, jeno piersi zakołysały się, zatrzepotały jak spłoszone gołębie.
— Nie! Przenigdy! Nie oddam państwa pod obce jarzmo, nie oddam dziecka na poniewierkę... Niech ją lepiej wilcy zjedzą! — mruknął Król. Wyprostował ramiona, ocknęła się w nim dawna duma i siła.
— Niech mi przygotują oręż i zbroję! Wszystko, co żyje, niech w pole wyrusza... Być może, że chwilami zapomniałem o tobie, narodzie mój, ale zawsze jesteś kością z kości, krwią z krwi mojej i krzywdy twoje bolą mię, gdy je spostrzegę... Ci barbarzyńcy nie pożałują cię, nie ulitują się nigdy nad tobą!
— O tak, Królu Panie! Nie oddamy wolności naszej, nie oddamy królewny, chyba z życiem!...
— Umrzemy raczej! — wołali rycerze i młodzieńcy, wznosząc ręce i szczękając mieczami o tarczę.
— Ojcze, ojcze! Wszak i ja pójdę na wojnę... Chcę bronić siostry — prosił królewicz.
Król obrzucił syna szybkim spojrzeniem.
— Owszem, pójdziesz! — odpowiedział wesoło.
Jęknęła Królowa, zalała się łzami, zarzuciła mężowi ręce na szyję:
— Zostaw chłopaka — on przecie dziecko!
Ale Król był niewzruszony tym razem.
Zaraz zaczęto się gotować do wyprawy. Otwarto szeroko ścieżaje bramy zamkowej. Zadudniły kopyta zbrojnych hufców na zwodzonym moście. Napłynęły z okolic tłumy wieśniaków i panów. Królewna, w otoczeniu panien, przyglądała się z balkonu niewidzianemu dotąd ruchowi, wydało jej się, że morze ludzkie wyłom w murach zrobiło i szumnie napływa. Serce jej biło radośnie; Król jednak posępnym okiem wodził po gromadach wojowników...
— Gdzież reszta? — Dla czego nie idą? — pytał opryskliwie.
— Chwytałeś gwiazdy na niebie, potraciłeś ludzi na ziemi!.. — odpowiedział mu głosik cichutki.
Obejrzał się Król. Był to Bączuś. Wypadł z łaski i dawno już nie