Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kowe rzeczy, które mu przychodziły na myśl, nie udawało się i królewiczowi. Nowi, przystawieni doń przez Wielkiego Strażnika przyjaciele rychło go odnajdywali w ukryciu i wyciągali stamtąd do zabaw, do tańców, do gier z dworskiemi pannami. Nawet z siostrą pogadać mu na osobności bardzo nie dawali, zaraz ktoś się zbliżał. Jedynie miały królewięta wolne od ludzkiej obecności chwile, gdy pieścili pałacowe sarenki, które nie znosiły nikogo prócz nich i starego ogrodnika, umiejącego rozmawiać na migi.
Czasem im się Bączuś ukłonił zdaleka, ale i Bączuś zmienił się, postarzał, posmutniał, zaniedbał się. Już nie sypał dowcipami jak dawniej, gdyż Król za śmielsze żarty, które dawniej tak lubił, odsyłał teraz wesołka za karę na tydzień albo i więcej do czeladzi. Cały zamek poszarzał, znudniał, choć bogactw i strojów i jadła i napitków w nim było jak dawniej bez liku.
O tym, co działo się za murami, zapomniano zupełnie — nikt się o to nie troszczył.
Od czasu do czasu trąbiono głośno za bramą, opuszczał się z łoskotem zwodzony most i wjeżdżał, chrzęszcząc zbroją, poczet rycerski. Ograniczał się wszakże zwykle na rozmowie z Wielkim Strażnikiem. Ten dopiero dopuszczał wysłańców do Króla, albo odsyłał ich z powrotem do grodów. Krzywił się bardzo stary Król na te wizyty, gdyż zawsze przynosiły złe nowiny, a odrywały go od roboty gwiaździarskiej.
— Cóż na to poradzę? Przecież już próbowałem, a gorzej się stało! Omało nie zgubiłem państwa!... Już wy tam sobie sami radźcie, a ja tymczasem wykryję dla was coś takiego, takie znajdę prawa i drogi, że was wszystkich raz na zawsze zbawię!...
I brał się znowu do gwiazd pod przewodnictwem mądrego Dydki. Miał i tam swoje zawody i niespodzianki — to mu gwiazda jaka znikła, to zmyliła drogę, to nie słuchała obrachunku, ale to wszystko było o wiele mniej bolesne niż sprawy ziemskie.
Pozostawił je całkowicie Strażnikowi Koronnemu Taturze. Ten starał się, zabiegał, żeby w zamku na niczym nie zbywało, ściągał daniny, do-