Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy znikły, wstał i potoczył taczkę ku zaniepokojonemu nauczycielowi.
— Nie widziałeś gdzie tu dzieci królewskich, smoluchu?
— Uuu!... — zawył ogrodniczek i ukłonił się czapą do ziemi.
Margrabia zatknął czym prędzej nos kraciastą chustką i poszedł dalej. Dzieci tymczasem poza grabowym szpalerem przemknęły się szczęśliwie mimo niego i mimo dwunastu służebien, które Naczelna Ochmistrzyni Głos-Puszczalska rozesłała po całym ogrodzie.
Pogoń wróciła z niczym przed ganek, gdzie dzieci spokojnie bawiły się na schodach.
— Gdzieżeście byli? — pytała w rozdrażnieniu Ochmistrzyni.
— Myśmy byli... tutaj!... — odpowiedziała królewna, robiąc nieokreślony ruch różowym paluszkiem.
— A to ładnie!... Królowa Jejmość chce was widzieć, a was niema! Chodźcie!
Poszła przodem po marmurowych schodach.
— Pewnie matka znowu posprzeczała się z rycerzem Taturą, skoro chce nas widzieć! — szepnęła do brata królewna.
— Słuchaj, ja powiem całą prawdę. Nie mogę, nie mogę utaić!... — bąknął cichutko królewicz.
— Ani mi się waż!
Jaś smutnie kiwał głową i niewiadomo, coby się stało, gdyby nie to, że Królowa już pogodziła się ze Strażnikiem Koronnym i, poklepawszy dzieciaki po buzi, wyprawiła je zaraz do dziecinnego pokoju.
A w parę dni znowu królewicz i królewna siedzieli na ogrodowej taczce, zakryci wśród kwiatów, a przykucnięty u ich nóg ogrodniczek opowiadał im swoje cuda.
I działo się to tak dość długo i królewicz już zaczął marzyć, że zostanie błędnym rycerzem, a królewna ogromną poczuła ochotę doić krowy i pasać na górach barany, gdy oto stało się nieszczęście: złapał ich na rozmowie z ogrodniczkiem tabaczkowy margrabia.
Wznikł w całym zamku wielki z tego powodu rwetes, gniewała się