Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oraz pogadać z podoficerem, który ma mi towarzyszyć do miasta. Spróbuję namówić go, żeby mi dał do pomocy którego z was. Kto więc w takim razie zgodziłby się pójść ze mną do miasta?
— Ja! ja!... Weźcie mnie!... Mnie!... — ozwały się liczne głosy.
— Myślę, że najlepiej, gdyby poszedł Dobronrawow. Jest synem popa, a ci lubią jeść tłusto i dużo. Zna się na wikcie na pewno i będzie umiał wybrać. I o napojach też myślę, że nie zapomni, bo przecież...

Nic bez picia, nic bez picia!
Picie jest radością życia!...

dowodził Wujcio.
— Doskonale! Dawać Dobronrawowa!... Niech wędruje duchowieństwo!
— A więc idziemy, Akakij Agapiejew! — wołał Wojnart, drapiąc się na schody.
— A gdzie są niewiasty?... Jak stukać do nich?! — krzyczeli za nim.
— W górze, w górze, nad wami!
— A co za niewiasty? Nazwisk nie pamiętacie?
— Jest Karolina, Marusia, jest Landowskaja Jula, Roza Isakowna, Rubinsztajn, Sara Bergson. Więcej nie pamiętam. Jutro dostarczę spis nazwisk. Dziś nie mam czasu... Sami zresztą napiszcie do nich kartkę z zapytaniem i poślij-