Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie wiem. Przypuszczam jednak, że śledztwo potrwa jeszcze czas jakiś i że nie wyślą ich dopóki nie będzie skończone. Czy pani chodzi tak bardzo, aby pan Wojnart tu dłużej pozostał?
— O tak!... Ale to niemożliwe. Rzecz prosta, że chciałabym, żeby posiedział tu jak najdłużej, gdyż bądź co bądź lepiej mu będzie, niż w kopalniach...
— Zapewne. Może się uda go przenieść do szpitala, gdzie ordynatorem jest mój wuj doktór Reichgold...
— Postaram się uzyskać z nim widzenie, wtedy będę mogła dostarczać mu co będzie potrzeba i dowiedzieć się, czego chce i co zrobić można. Miała mi, szanowna pani, udzielić jakichś szczegółów...
— Wiele nie wiem, gdyż wiadomości od katorżników z trudem się przedostają do reszty więźniów. Ich oddzielono i umieszczono zupełnie osobno, w innym korpusie. Są w położeniu bardzo ciężkiem, odebrano im wszystkie rzeczy i pieniądze. Wszystko to złagodnieje, gdy skończy się śledztwo i oskarżenie upadnie, ale teraz...
— A czem im grozi, gdyby nie upadło, nie wie pani?
— W razie gdyby z jakichkolwiek politycznych powodów, niezależnych zresztą od władz miejscowych, chcieli przeprowadzić represje, następstwa mogą być dość przykre. Przedłuże-