Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pomocnik naczelnika, który słuchał ich od pewnego czasu z rosnącem zaniepokojeniem, wyjął zegarek.
— Już czas!... Musicie się państwo rozstać.
Dziewczyna podniosła się.
— Dowidzenia. Porzuć niedobre myśli. Bądź mężny za siebie i za mnie, gdyż to już przecie postanowione!
Długo, chciwie tulił do ust jej rękę, a gdy wyprostował się, oparła się zlekka ramieniem o jego pierś i, podnosząc bladą twarz do góry, szepnęła cicho:
— Pocałuj!