Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cym się głosem Wojnart. — Od tej chwili robotnicy zamiast się przekonywać zaczęli się wzajem mordować. Taki był początek słynnych walk bratobójczych, które dobiły rewolucję. Zwalono wszystko na burżuazję i prowokację, ale to nieprawda. Początek zrobili polscy es-de-cy, mała grupka, kierowana przeważnie przez Żydów oraz nielicznych Polaków, których dusze całkowicie zatrute zostały przez doktrynę, uprzedzoną wyłącznie z nienawiści i negacji...
Znowu wszczął się hałas nieopisany.
— Hańba!...
— To nieprawda! Kłamie!
— To nie my, to en-decy!
— Wyście zrobili początek, oni koniec!...
— Wyście zawsze byli razem z nimi przeciw niepodległości!... — krzyczał Wątorek!
— On ubliża całemu kierunkowi!
— Ukryty odstępca!...
— Idjota!... Precz z nim!
Najwięcej, rozumie się, hałasowali Żydzi.
Gołowin stukał mocno trzonkiem noża w pryczę i wołał coś, czego nie było słychać, wreszcie wyjął zegarek i pokazał.
Zrozumiano, że czas przemówienia Wojnart wyczerpał i że dalej mówić już nie będzie. Uciszyło się i Gołowin znowu opanował tłum. Mówcy licznie zapisywali się do głosu. Ożywienie powszechne wzrosło. Słuchano w wielkiem skupieniu.