Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Umierając, Tyś wiedział, kochany,
Że niedługo z tych naszych popiołów
Narodzi się mściciel surowy
I będzie on od nas silniejszy...

— Chodźmy do bufetu!... Słuchając tych pieśni ani się spostrzeżesz, jak znajdziesz się sam na tej tam barce!... — zauważył kupiec w czesunczowem ubraniu.
— Bo i pewnie! Mogą taką zaśpiewać, że za samo słuchanie a nawet obecność już grozi odpowiedzialność!...
— Wiadomo — carobójcy — co ich to kosztuje!
— Psst!... Tutaj też jeden taki jest; jedzie w drugiej klasie z żandarmami... Idą, widzisz ich!...
Kiwnął głową w głąb statku, skąd wolno szedł ku nim, opierając się na ręku młodej jeszcze kobiety, wspaniały, siwowłosy starzec, semickiego typu; o pół kroku za nim kroczył żandarmski podoficer w niebieskim mundurze. Gdy stanęli przy burcie, wszystkich spojrzenia ciekawie skierowały się ku nim. Ale nie zatrzymywały się długo, płoszone podejrzliwym wzrokiem żandarma.

A caryciu — w patyłyciu
A carewu doczku
W samu hołowoczku...

leciało tymczasem z barki w tanecznem tempie. Publiczność rozpraszała się zwolna, roz-