Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się tak poważnie, że nie należy rozwiązywać jej, okręciwszy palec około palca!...
— Cóż powiecie, panowie?! Zdaje się, że radzi dobrze!... — bąknął niepewnie dyrektor.
— Za nic!... Zasadzka! — krzyknął buchalter. — Trzymają się wszyscy razem, i motłoch i mandaryni, sprzysięgli się na nas i zgładzą nas bez litości, gdy do rąk dostaną!...
— Cóż więc robić i co mu odpowiedzieć?...
— Myślę, że należałoby w każdym razie dobrze się zastanowić!... — zauważył starszy urzędnik z biura, który przemieszkał w Chinach z górą lat dwadzieścia. — Wydaje mi się, że należy przewlec pertraktacje... Każdy dzień zwłoki dla nas wygrana, gdyż wieści o zaburzeniach bez wątpienia dojdą niezadługo do kolonji naszych w miastach portowych i stamtąd przyślą nam pomoc... Niech więc Fu Du-tun, skoro jest takim naszym przyjacielem, da znać o wypadkach naszym rodakom, niech przywiezie list od naszego konsula, a poddamy mu się natychmiast... Lepiej jeszcze, jeżeli zażąda od siebie, aby wysłano nam na odsiecz żołnierzy europejskich i statek wojenny... Do tego czasu ma być zawieszenie broni... Ani my napadać nie będziemy, ani na nas nikomu napadać nie będzie wolno... Fu Du-tun zabierze i wyśle niezwłocznie nasze listy do konsulatu w Szanchaju oraz dostarczy nam żywności.
Wszyscy przyznali, że warunki są obmyślone zręcznie, i zgodzili się na nie.
— Niemożliwe żądania!... — odpowiedział Chińczyk, gdy Brzeski powtórzył mu powyższą propozycję. — Cały kraj pełen uzbrojonych włóczęgów, lud wzburzony nie słucha już władzy... Gońcy z listami mogą zginąć, w każ-