Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powolnemi kroczkami, ale zato w całej swej wielkiej objętości... Że nowe pojęcia zwolna przesiąkały do głębi prostego nawet ludu, który cały, jak nigdzie na świecie, miał wielką ogładę, wielką ciekawość wiedzy i umiał cały czytać i pisać. Myśl jego nawykła wzlatać na wyżyny, skąd oglądał wieki i ludy; w sercu zapanował spokój. Zapalił się do historji i etnografji. Zapragnął stworzyć nową gałąź wiedzy, szukać praw społecznych, rządzących ludami, i odkryć samą istotę narodowości. Zdanie księdza Płońskiego — „przez lud swój dla ludzkości“ — grało mu w duszy coraz dobitniej.

„Władcę Wrót Zachodnich“ zaczepili jacyś poważni kupcy.

Krótka zima minęła chyżo wśród zajęć. Ulewy osłabły i chmury rozproszyły się. Z błękitu znów spojrzało na mokrą i rozmiękłą ziemię promienne słońce. Znędzniała i pobladła w strugach zimnej wody roślinność strzeliła bujnie nowemi liśćmi. Kwiaty roztwarły kielichy; białe wonne puchy pokryły drzewa owocowe i mocny zapach kwiatu pomarańczowego spoił tysiące rozmaitych zapachów w jeden upajający aromat. Dzwony buddyjskiej świątyni znowu zahuczały wesoło i wyraźnie. Złocone kopuły klasztoru przeświecały z poza obrzednich konarów wiosennych, jak zachodzące tam słońca.
I znowu nastał gwarny, radosny Nowy Rok chiński. Powietrze zafalowało od grania dzwonów, dźwięku gongów, salw armatnich, huku pękających rac, krzyków ludz-