Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nędzy. Nawet byłem obowiązany zatroszczyć się, gdyż długo łudziłem go obietnicą i dla tego nie szukał roboty. Zresztą nie będzie to kosztowało drogo. Podróż pocztą do morza i parostatkiem pochłonęłaby znacznie więcej pieniędzy. Staram się wszystko robić praktycznie, wszystko zapisuję i liczę. Nie mam wprawdzie dotychczas oszczędności, co mię bardzo boli, gdyż nic mamuni nie mogę posłać, ale zato poznam w podróży spory kawał Chin, co też w przyszłości przedstawia znaczny kapitał. Gdyby Siań-szen nie mógł znaleźć zaraz po przyjeździe do Inkou zajęcia, to mu dopomogę. Czy dobrze, mamusiu? Odpłaci mi nauką. Oni mnie przygarnęli jak swego i są mi tu ze wszystkich najżyczliwsi. O lepszego nauczyciela trudno! Jedziemy więc w piątkę: ja, Siań-szen, pani Wań, panna Wań i Ma-czży...“ — pisał Brzeski do matki w wigilję odjazdu.

XIX.

Kupili starożytny wehikuł, budę na ogromnych, nabitych gwoździami kołach, obszyli ją matami z bambusowego włókna, nabyli trzy muły, część rzeczy sprzedali, część naładowali na wóz i ruszyli na południe ku słońcu i rozkwitającej wiośnie.
Droga roiła się od podróżnych, jeźdźców, piechurów, tragarzy. Co krok spotykali przekupniów z owocami, z jadłem, z napojami, piekarzy z ciastami na tacach, chłopów z włoszczyzną, mięsiwem, żywym drobiem. Całe karawany osłów i mułów, objuczonych górami siana, drzewa, mąki lub towarów, szły wolnym, miarowym krokiem. W miarę, jak posuwali się w głąb kraju na południe i zachód, ruch wzrastał. Droga wyglądała jak ulica, a okolice