Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

maite, ryby i warzywa; kobiety nie kładły się spać wcale. Dzień świąteczny rozpoczął się odczytaniem kilku ustępów z księgi familijnej Waniów, spaleniem kadzideł i świec ofiarnych, oraz długich, złoconych papierków z rysunkami różnych przedmiotów. Na ową chwilę parawan się rozsunął i w przejściu stanęły kobiety. Brzeski słyszał ich ruchy i szepty, ale w czasie obrzędu nie śmiał się obejrzeć, a gdy to później uczynił, one już znikły.

Na ozdobionych flagami ulicach roiły się tłumy ludzi...

Dzień był śliczny. Słońce złotą falą zalewało papierowe okno mieszkania. Spadły śnieg potęgował blask słońca.
Po obiedzie mężczyźni włożyli na uszy futrzane futerały i wyszli na miasto. Ma-czży, rozumie się, towarzyszył ojcu. Na ozdobionych flagami ulicach roiły się tłumy ludzi; płynęły one przeważnie w jednym kierunku, niby skłębione potoki niebieskiego nankinu, unoszące na swej powierzchni tysiące uśmiechniętych, wrzeszczących głów,