Strona:Wacław Sieroszewski-Zamorski djabeł.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

je lepiej wypiją ludzie. Zdrowie twoje! Zostań, o ile się da, takim, jakim jesteś i módl się czasem za moją duszę. Chiny badaj... do gruntu. Wiedzie ci się. Widziałem ślicznego buziaka w oknie twego gospodarza. Ale nie daj się uwikłać... Wracaj... — gadał stary włóczęga z tkliwością.
— O, wrócę! Stanowczo wrócę!... Wiem, co pan chce powiedzieć: przez lud swój dla ludzkości! — żywo wstawił Brzeski.
— Co? Dla ludzkości?! Ach, nie! To jakaś głęboka filozofja! Nie mój towar. Wracaj, gdyż... podłe tu życie! W sekrecie ci powiem, że choćby ci się działo jak najlepiej, tęsknić będziesz jak pewien twój znajomy, a umierając, żałować będziesz, że nie własnym żyłeś życiem. Był pies, łapał pies, zdechł pies, niema psa... Nadomiar... o, zgrozo!... szelmy Azjaci... nie myją się nigdy i źle życzą... nieprzyjaciołom swoim! Każdy potrzebuje co najmniej łut mydła i funt cnoty. Ze względu na ogromną ich liczbę, utworzy to wcale pokaźną sumę... Dostawców aż nadto! Gotowiby dołączyć wiele innych rzeczy, ale... keine Civilisation und... (brak cywilizacji i...) wcale wdzięczności! Zostaw to innym. Wszystko proch marny i w proch się obróci. Pamiętasz tego Mongoła w piaskach z wyszczerzonemi zębami? Wszyscy pomrzemy... Więc pijmy tymczasem wino poselskie, abyśmy mieli co w łzy zamieniać... Krokodyle gody w Kanie Galilejskiej!... Rozchmurz, chłopcze, buzię, pij i gadaj... o sobie!
Brzeski poweselał i rozczulił się. Poczuł gwałtowną potrzebę wyrażenia życzliwości, popieszczenia, choćby słowami, tego ogromnego, steranego, samotnego mężczyzny.
— Może już nigdy nie... — bąknął wzruszony.