Strona:Wacław Sieroszewski-Na kresach lasów.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaświeci, przyjdzie wiosna, ciepło, odrobimy. A zemrzem, to przepadną jego długi — zakończył pouczająco.
Chwilę zatrzymał się, nabrał tchu w zbolałe piersi i znów dalej tak ciągnął:
— A i sen miałem dobry: śni mi się, że u słupa na dworze stoi biały, jak mleczna piana, ogier z uszami jak kukułki, z oczami jak jaskółki, z grzywą do ziemi i ogonem, płynącym za nim, niby fala burzliwej rzeczki; stoi i rży. Obudziłem się. Znów zasnąłem, i znów stoi i rży. I tak do trzech razy!
Obecni wysłuchali opowiadania z uwagą i nabrali otuchy. Ujbanczyk, który siedział na ławie, usłuchał ojca, nadział ogromną, futrzaną czapkę, takież niedźwiedzie rękawice i wyszedł. Gdy się drzwi za nim zamknęły w chacie zapanowała grobowa cisza, przerywana tylko trzaskaniem ognia. Po pewnym czasie grzejący się u komina rozpełzli się po kątach, zmęczeni wzruszeniem i ruchem, pokładli się na pościeli.
Posłaniec jednak nie wracał długo. Drzewo wytliło się na kominie i jurta poczęła się wyziębiać. Zwlekli się więc z ław i znów skupili dokoła ogniska, roznieconego przez jedną z kobiet; nawet chory tym raziem przyłączył się do nich i, siadłszy na nizkim zydelku, zadarł do góry niebieską koszulę i grzał odsłonięte, wychudłe, niegdyś silne i szerokie bary. Tunguz, niecierpliwszy od innych, wyszedł na dwór wypatrywać posłańca.
— Nie widać, w polu czysto — rzekł, wracając po chwili.
— Nie wraca, coś długo nie wraca! — szepnęła matka. — Może upadł na drodze.
Nikt jej nie odpowiedział, nie ruszył się nawet. Tylko stary zaczął gderać.