Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

silem, który przed zmierzchem nadciągnął z Selimem i wielbłądami.
Ze względów ostrożności noc przepędzili w jednym z wąwozów zdala od kryjówki bandy.
Wczesnym rankiem Ibn Tassil, zabierając ze sobą Selima i zwierzęta, udał się na miejsce dawnego obozowiska, aby tam oczekiwać spodziewanej z El-Barrar pomocy, z którą powrócić miał następnego dnia.
Żałyński podążył na swe obserwacyjne stanowisko.
Na cyplu panował już ruch. Co chwila z poza urwistych skał ukazywały się sylwety ludzkie, wśród których kilkakrotnie odróżnił chudą postać lekarza i krępego Abdullaha.
Ten ostatni w towarzystwie dwóch uzbrojonych Arabów zbiegł około południa do wąwozu, gdzie bawił mniej więcej dwie godziny.
W pewnej chwili lorneta, której nie odrywał prawie od oczu, zadrżała lekko w jego dłoni.
Oto na skraju cypla ukazała się postać niewieścia, w której natychmiast poznał Dżaillę.
Dziewczyna usiadła na kamieniu pod skalną ścianą, a naprzeciw niej zasiadł lekarz. Z ruchów jego Żałyński wywnioskował, że pomiędzy nimi toczyć się musi rozmowa.
Po pewnym czasie powrócił z wąwozu Abdullah, któremu towarzyszył teraz jeden tylko Arab.
Żałyński widział wyraźnie, jak w pewnym mo-