Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Skarb Aarona.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzonego namiotu, rozbitego w odległości kilkunastu kroków od obozowiska, naprowadził go na myśl, że branka znajduje się w tym właśnie namiocie.
Ukryty za kamieniem, przeleżał do zmierzchu na swem stanowisku obserwacyjnem, żywiąc w duchu nadzieję, że uda mu się w ciemnościach podkraść się do namiotu i wyprowadzić zeń uwięzioną.
Lecz okazało się to niemożliwem.
Z nastaniem zmroku gwar i ruch w obozowisku nie zmniejszył się ani na jotę. Wokół rozpalonego ogniska widniały liczne postaci Arabów, otaczających kołem jednego z swych towarzyszy, który przy akompanjamencie jakiegoś prymitywnego instrumentu śpiewał tęskne, dzikością przepojone pieśni. Widoczne było, że obozowisko nieprędko ułoży się do snu.
Oprócz tego Żałyński zauważył, że straż przy namiocie została powiększona.
W tych warunkach myśl wykradnięcia dziewczyny byłaby wręcz szalona.
Poza tem istniał jeszcze jeden, bardzo poważny szkopuł, który zamiar Żałyńskiego obracał wniwecz. Oto nie posiadał on wielbłąda, co w wypadku, gdyby nawet wykradzenie się powiodło, skazywało ich na ucieczkę pieszo. Rezultat takiej ucieczki był więcej niż problematyczny ze względu na to, że w obozowisku El Terima znajdowało