Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/439

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nigdy bez konieczności chwilowego obezwładnienia obłąkanego. W momentach takich wywiązywała się pomiędzy nim, a Wyhowskim zacięta walka, której ze zgrozą w oczach przyglądała się Amy.
Szczęściem, atletyczną niegdyś siłę Deveya złamała teraz choroba. Po kilku zatem minutach zmagania się następowało u niego kompletne wyczerpanie. Wówczas wpadał w odrętwienie, z którego budził go dopiero widok jedzenia.
Chwile te były najprzykrzejszemi dla Amy. Odwracała głowę, lub zasłaniała oczy dłońmi, aby nie widzieć zwierzęcej pożądliwości, malującej się na obliczu chorego, nie słyszeć mlaskania i radosnego chichotu przy przełykaniu smacznych kąsków.
Po każdym takim napadzie furji chory, nasyciwszy się dowoli, zapadał w głęboki, długi sen, trwający nieraz i kilkanaście godzin.
Urządzono dlań locum w kurytarzu, prowadzącym z kabiny do kajuty. Na noc zamykano z obu stron przejście w obawie, aby obłąkany, korzystając ze snu swych opiekunów, nie popełnił jakiego szaleństwa.
Okazało się niebawem, że przezorność ta nie była zbyteczną.