Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Athowa, lecz ten w tejże samej sekundzie zakrzyknął:
— Dwudziestego trzeciego stycznia, o godzinie czwartej zrana przemówiły równocześnie oba wulkany!
Zadziwiony milczeniem kolegi, spojrzał nań i zaniepokojony wyrazem jego twarzy, pobiegł wzrokiem za jego spojrzeniem.
Widocznem było, że obecność pań przeraziła go na serjo. Spojrzał bezradnie na Deveya, lecz ten, pochyliwszy nieco w zmieszaniu głowę, wstępował na górę. Za nim szedł Athow, gryzący wargi, co było u niego zwykle oznaką wielkiego zdenerwowania.
Zachowanie się ich obu było więcej niż niezręcznem. Ucałowali dłonie pań, unikając ich spojrzeń i, milcząc, zamienili uściski dłoni z Wyhowskim, który podniósł się z fotelu na ich widok.
Całe towarzystwo przeszło w milczeniu do jadalni.
Siadając za stołem, Devey rzucił raz i drugi szybkie, niespokojne spojrzenie na żonę i usiłując nadać brzmieniu swego głosu ton swobody i niefrasobliwości, ozwał się, nie kierując swych słów specjalnie do nikogo.
— Jedziemy!