Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ojcze! — zaczęła z mocą Tola, tłumiąc łkanie. — Przecież najczystsze, najszlachetniejsze uczucia...
— Precz mi! Wynoś się! Słyszałaś?... — krzyczał w uniesieniu Hilary, wskazując córce drzwi.
Tola spuściła głowę i wyszła. W pokoju pozostał Światowidzki z Łamkowskim. Ten ostatni ochłonął nieco z pierwszego wrażenia, patrzył spokojnie i stanowczo w oczy Światowidzkiego, ciskające pioruny i błyszczące gniewem, nienawiścią, zemstą.
Przez chwilę panowała cisza, przerywana przeraźliwem sapaniem Światowidzkiego, nareszcie pierwszy zaczął Łamkowski:
— Panie prezesie! Kocham pannę...
— Milcz! — ryknął Hilary. — Nikczemniku! Podły służalcze! Do mojej córki śmiesz sięgać! Do mojej córki! Niegodziwy!... Do mojej córki!... — powtarzał, łamiąc się z wściekłości, a w głosie jego dźwięczała rozpacz zawiedzionych nadziei i zranionej pychy ojcowskiej.
— Proszę się nie zapominać, panie Światowidzki! — wybuchnął z kolei Łamkowski. — Nawet ojcu ukochanej przeze mnie kobiety nie pozwolę się poniewierać!