Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

We drzwiach zarysowała się sylwetka służbowego lokaja.
— Dobrze! Niema za co dziękować! Idź już pan, mój panie Ciepełko!... Do domu... tak! Żegnam! Służący pomoże panu wsiąść do dorożki...
Ciepełko oczy wytrzeszczył na Światowidzkiego, nie pojmując szczególniejszej intonacyi głosu prezesa i niespodziewanego zachowania się.
— Uszanowanie, prezesuniu złoty... Po okazy mogę... przysłać?...
— Możesz, możesz! Adieu! Mateusz, wyprowadź pana!
Ciepełko raz jeszcze obrzucił Hilarego spojrzeniem pełnem zdumienia i wyszedł.
Światowidzki zadzwonił powtórnie i wydał rozporządzenie, aby tego pana, co był, nigdy na przyszłość nie wpuszczano, i «skonstatowawszy,» że pora obiadowa się zbliża, skierował się do pokoiku, dla uwolnienia Łamkowskiego z pod zamknięcia.
Idąc, mimowoli rozważał, jak niezwykłym jest obłęd Ciepełki. Co mu za myśli przychodzą do głowy! Wstrętny waryat! Najzdrowszy na umyśle człowiek chyba nie mógłby się zdobyć na większą zjadliwość!...