Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tu, bo masa będzie kwestyonowała ważność umowy, sporządzonej w przededniu bankructwa, lecz z tem sobie dam w ostateczności radę. Ale... panie Hilary, co panu jest?... — wykrzyknął Papenkleiner, widząc zmienioną twarz Światowidzkiego.
— Nic... nic... przejdzie... — szeptał zdławionym głosem były prezes, chwytając gwałtownie powietrze.
Papenkleiner tłómaczył ze współczuciem:
— To wcale nie jest nic! To jest cała jakaś paskudna choroba... ni z tego ni z owego uderzenie do głowy... Trzeba się poradzić lekarza i do wód wyjechać...
Światowidzki odzyskał zwolna przytomność, i nie odpowiadając na troskliwe uwagi Papenkleinera, wyjął z biurka zwój papierów i podał go «królikowi» cukrowemu.
— Poznajże pan przyczynę mojej choroby.
Papenkleiner wziął do rąk papiery i zaczął czytać. Im dłużej zagłębiał się w ich treść, tem bardziej ręce mu drżały, a blada twarz tem żywszym pałała rumieńcem. W końcu, nie mogąc zapanować nad ogarniającem go oburzeniem i bezsilną wściekłością, zerwał się z fotela i, mierząc wielkimi krokami gabinet, wykrzykiwał: