Strona:Wacław Gąsiorowski - Szwoleżerowie gwardji.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chłop był tak zajęty tą osobliwą zabawką, że nie spostrzegł otwartych drzwi, ani stojącej w nich baby i w dalszym ciągu wygrywał marsza, przebierał nogami, a poddawał się w zupełności niewinnej tyranji maleństwa. Dzieciak wieszał mu się u szyji, obie swe maleńkie piąstki naraz chciał wtłoczyć chłopu w nos. tarmosił go za miotlaste wąsiska, to znów, wysunąwszy paluszek, kierował go wprost ku oku leżącego, a spotkawszy zaporę w postaci wielkiej, obrzękłej powieki, mścił się na uchu. Dzieciak był snać zadowolony ze swej tak oczywistej przewagi nad tym kolosem, bo coraz serdeczniej, coraz głośniej śmiał się — kolos zaś zdawał się równie zadowolonym, bo każdy wybuch ukontentowania dziecka witał przeciągiem mruczeniem.
Baba we drzwiach opanowała tymczasem pierwsze wrażenie i huknęła surowo: — Macieju!... Tożeś chyba zmysły postradał!... Święty Antoni! Toć nigdy statek na tego zatraconego chłopa nie przyjdzie!... Równaj się sacrébleu! Do raportu!
— Jasia, nie gadaj! — jąkał chłop skonfundowany i, zbierając swe cielsko, tulił równocześnie zestrachanego dzieciaka. Baba gromiła dalej:
— Już śpiewasz swoje?... A gdybyś tak dziecko, czego Boże broń, potrącił!? Ślepiebym ci wydrapała!... Piechur taki!... I za pan brat z oficerzątkiem!... Głodemby je zamorzył!... Kaszka, sacrébleu, nie wiesz?
— Według rozkazu!
— Rozmowny! Trzymaj go uczciwie, bo upuścisz...
— Ehe, gdzieżby! — odparł chłop. — Gdzie? — na ziemię!... Uf, krew człowieka zaleje!... Marynka, dawaj kaszkę!... Nie gap się!... Na lewo zwrot — w tył i marsz do kuchni!... Maciej, czekaj, niech usiądę!... No, możesz trąbić na obiad!
Chłop wydął policzki i jął udawać sygnały wojskowe. Dzieciak rozpogodził nachmurzoną twarzyczkę, baba energicznie mieszała kaszkę, przysłuchując się z pewnem upodobaniem naśladowanym sygnałom, zaczem, kiedy chłop skończył, ozwała się łaskawiej:
— Patrzcie!... że to trębaczem nie ostał!... Hm!... No,