Strona:Wacław Gąsiorowski - Rok 1809 t2.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kuczyński?! Michał?...
— Tak, Naczelniku! Dziewiątego regimentu, batalionu strzelców pułkownika Mycielskiego, brygady Kamińskiego! — wołał z zadowoleniem stary żołnierz, a łzy mu, jakby ołowiem żalu brzemienne, skapywały po zczerniałej twarzy.
— Pamiętam cię!... Byłeś!... Chorążym miałeś zostać za Sokółkę — a no i potem pogrom przyszedł.
— Austrjacy potem uwięzili, w kamasze wystroili i tak piętnaście lat bez mała!... A ot, teraz, szczęście... że cię widzę jeszcze, że cię oglądam!...
— Spotkanie! — szepnął cicho naczelnik i twarz w dłoniach ukrył.
Tymczasem słowo „naczelnik“ obiegło już gromadki niewolników, przejęło wskroś, skupiło dokoła wodza. Równocześnie pośród przyglądających się tej scenie wieśniaków i żołnierzy konwoju powstał szmer podziwu. Kapitan zaniepokoił się — skinął na oficerów i skoczył na konia. Bębny zagrały pobudkę, komenda rozległa się po szeregach, żołnierze jęli ustawiać się do pochodu.
Zabielski przypadł do ręki Kościuszki.
— Błogosław nas!...
Naczelnik odkrył głowę. Niewolnicy pochylili się.
— Bracia!... Bóg niech was wiedzie. Ciężka, okrutna wasza dola — tak chciały wyroki Wszechpana. Idźcie z Jego imieniem na ustach; idźcie hardzi męczeństwem! Losy związały was z orłami Bonapartego, fatalność was ku niemu pchnęła — nie czas wracać! Lecz z tego morza krwi, ognia i żelaza ocalcie bodaj honor ziemi, która was wydała. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
— Na wieki wieków amen! — odpowiedział chór głosów.
— Naczelniku! — zawołał gorąco Zabielski. — A ty!?
Ty z nami idź!... Stań!
— Ja?! — Umarłem już dawno! Żegnajcie, bracia!...
Niewolnicy rzucili się do całowania rąk naczelnika, lecz bębny ozwały się silniej, łańcuchy strzelców zwarł się.