Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Duroc spojrzał za zdziwieniem na panią Walewskę, nie mogąc się oswoić z jej zimno ceremonjalnym tonem, jakim doń mówiła.
— Zawsze lepiej, aby lekarz miał baczenie!
— Masz słuszność, panie marszałku, dałam nawet znać jednemu ze starszych medyków...
— A pani jak się czuje?
— Jak pan widzi, wybornie!
Książę Frioulu stropił się, lecz zrozumiawszy, że tu najlepiej będzie odrazu do rzeczy przystąpić, zapytał niepewnie.
— Pani była dziś rano w Tuileries?
— Byłam!
— I może pani się domyśla, dlaczego audjencji...
— Przecież to takie jasne! Nie byłam zamieszczoną na liście dziennej, nie zwróciłam się z prośbą do ministerjum dworu, nie pamiętałam o ceremonjale, słowem, sama jestem winną odprawy.
Duroc zaledwie mógł się powstrzymać od okazania konfuzji, która go zdjęła.
— Prawdziwie, pani szambelanowa ma słuszność! Nieinaczej, a mimo to cesarz ze swej strony niezmiernie żałował, iż nie mógł pani przyjąć...
Pani Walewska złożyła Durocowi głęboki ukłon.
— Panie marszałku, sądzę, iż nie odmówisz mi wyrażenia w mojem imieniu najgłębszego dziękczynienia za miłościwe wyrazy...
— Pani szambelanowo!
— Zaszczyt, który mnie spotyka...
— Ależ, pani szambelanowo, — przerwał żywo Duroc — czy ja doprawdy zasługuję na to, żeby na tak przykre żarty mnie wystawiać!?...
— Pan, panie marszałku?!
— Tak, ja, pani szambelanowo! — powtórzył z mocą Du-