Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Paziowie, siedzący na ławkach, na poruszenie szklanych drzwi, porwali się z miejsc, gotując się do przepisowego ukłonu, ale spostrzegłszy damę zakwefioną, spojrzeli po sobie, tracąc grunt dworskiego regulaminu.
Dama szła, nie zatrzymując się, naprzód, ku drzwiom następnym, lecz tych strzegł już komisarz pałacowy w bogatym uniformie z łańcuchem na szyi.
Komisarz jednakże, stojący wprost przeciwległych podjazdowym drzwi, miał czas ochłonąć, przyjrzeć się damie i umocnić się w pierwszem przekonaniu, że damę tę widzi po raz pierwszy.
Dama nadchodząc ku komisarzowi, skręciła nieznacznie, aby go ominąć, lecz ten zręcznie wysunął się i wejście zagrodził niskim ukłonem.
Dama odpowiedziała skinieniem.
Komisarz atoli trwał w ukłonie i czekał.
— Do służbowego szambelana! — objaśniła dama.
— Pierwsze drzwi na lewo, w prawej oficynie... tu pan szambelan służbowy nie przyjmuje!...
— Ależ, mój panie, ja mam audjencję!
— Czy wyznaczoną?!
— Audjencję mam!
Komisarz schylił się nisko przed damą.
— W takim razie wolno mi będzie kartę doręczyć panu szambelanowi!?
Dama niecierpliwym ruchem podała bilet wizytowy.
Komisarz rzucił nań okiem.
— Audjencji niema! Ale natychmiast zamelduję panu szambelanowi! Natychmiast!
Komisarz skinął na jednego z paziów, dał mu ciche polecenie, przepuścił go do sali następnej, a sam stanął znów przed drzwiami.