Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niedostrzegalne płomienie przebiegły przez delikatną twarzyczkę szambelanowej.
— Mylisz się, mościa księżno, wcale nie obojętnie! Cieszy mnie ona bardzo! Musi cieszyć!... Marzeniem cesarza było mieć prawego spadkobiercę!...
Księżna strzepnęła z desperacją rękoma.
C’est par exemple, quelque chose incompréhensible! Inexplicable, mystérieux!... Chyba nie ogarniasz sytuacji, jeżeli cię nawet nie ekscytuje bodaj los dziecka!
— Mego dziecka?!
— Pytasz jeszcze! Dotąd ono miało wpływ potężny, niezaprzeczony, niezwalczony, łączyło cię z cesarzem, wiązało go, zapewniało tobie stanowisko, dawało punkt oparcia, pozwalało się spodziewać najniemożliwszych świetności! Poprostu, moja droga, nawet Marja Ludwika musiała się z tobą liczyć! Nie upieraj się! Miałaś dowód na cesarzowej Józefinie, gdyby nie Oleś, czyby zabiegała tak o twoją przyjaźń... o twoje względy! Dziś zostałaś pokonaną! Cesarz nie zatęskni do Olesia, mając przy sobie następcę... Poniekąd Oleś może mu zawadzać, może być niepożądanym sąsiadem!... Tak, moja najdroższa, znajdujesz się w momencie, w którym trzeba czemprędzej postawić wszystkie żądania, o niczem nie zapomnieć, bo jutro już niczego żądać ci nie będzie wolno!
— Ja też ani dziś ani jutro niczego żądać nie będę!
Księżna Jabłonowska aż kiwnęła się na krześle z alternacji.
— Zastanów się! Marjo! Miej wzgląd na dziecko! Tobie nie wolno nie żądać, nie stawiać warunków...
— Jakich warunków?!
— No, ustąpienia, rozstania się, wycofania!
Pani Walewska podniosła swe wielkie oczy na księżnę.
— Tak — tak! przytwierdzała z przejęciem księżna. —