Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Musiał! Powiadam ci, musiał! Polityczny marjaż! Idzie o dynastję, o potomstwo! Zniewolili go!
Pani Walewska oczy spuściła i zapatrzyła się w jakiś deseń kobierca.
— Powiadam ci! Sama wiesz, że moje stanowisko w świecie, tradycja świetności mego rodu skłania mnie ku Bourbonom, a mimo to, mam dla niego serdeczne współczucie, il est si brave! Austrjaczkę mu narzucili. Jest podobno nie bardzo! Józefina dostała wielkie beneficje, tytuł jej zostawili. Doprawdy nie pojmuję, bo przecież oddawna powinna była stracić iluzję... Nie każda ma moc! Lecz ty, najdroższa, nie masz powodu brać tego za złe...
Szambelanowa spojrzała na hrabinę suchemi, rozpalonemi oczyma i odrzekła głucho.
— To chyba jest dziś obojętnem!
— Mylisz się, twoje zdanie, twoje słowo, cenią zawsze jednakowo!
Pani Walewska roześmiała się gorzko.
— Chyba, hrabino, nie wiesz! Jestem przecież w niełasce! Sprzykrzyłam się, może pozwoliłam zwyciężyć innej...
Pani de Vauban zamknęła usta szambelanowej głośnym pocałunkiem.
— Dosyć — dosyć! Ani słowa więcej! Fatalność, tylko fatalność, a jeżeli chcesz, złość, zawiść, niegodziwość ludzka! Opętali go, oszukali, a przyznaj, mieli takie dowody, takie pozory winy w ręku...
— Żem konającego towarzysza z lat dziecinnych...
— Kawalera de Gorajskiego! Ze wzruszeniem przyjęłam wiadomość o jego śmierci! Lecz, cóż powiesz, ja, ja sama, twoja oddana przyjaciółka, znająca przecież twe nieskazitelne serce, mniemałam, że do Gorajskiego miałaś feblika, taki ciąg sobie!... A był czas, że zdawało mi się, że kochasz!...
— I kochałam go, jak brata.