Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Upłynęły miesiące. Pani Walewska nawet nie próbowała zastanawiać się nad swojem położeniem, nad przyszłością, nad jutrem. Myśl gnębiąca, zajadle taż sama szarpała jej mózg, darła serce, łomotała w każdym pulsie. A myślą tą była prawda, że dała się porwać szałowi, że nie posiadała mocy ostania się podszeptom, że najświętszą złamała przysięgę, że hańbą okryła męża i że pod dachem tego męża ma przytułek i ten jeden tylko w chwili, gdy tam odepchnięto ją brutalnie, spotwarzono, odrzucono.
Upłynęły miesiące, przerażająco długie, jednostajne, głuche, jak ból szambelanowej, nie umiejący znaleźć ukojenia.
Pani Walewska na krok nie ruszała się z komnat swoich, ani próbowała słuchać wywodów księżny Jabłonowskiej, która niebawem pospieszyła do Walewic, ani zważała na szepty swej francuskiej ochmistrzyni, zwiastujące, że znów sam marszałek Davoust dopytywał się przez umyślnego kurjera o zdrowie szambelanowej, a zręcznie napomykające, że wiadomość ta nietylko marszałkowi jest potrzebną. Co ją obchodziły te uprzejmości, co dowody pamięci, gdy oto, o piętro niżej, tuż w pałacu, mieszkał starzec schorowany, złamany może jej lekkomyślnością, pogardzający wiarołomną ex-żoną, szydzący, że ten jej wielki bohater, ten pan królestw, potężny, wspaniały, nawet nie dał jej kęsa chleba, dachu nad głową, pod którym mogłaby bez laski męża rozwiedzionego dolę ukryć smutną.
Tak zeszły miesiące. Aż z tego odrętwienia, z tego półzamarcia zbudził panią Walewskę, krzyk dziecięcia, głos syna, co, zeszedłszy na świat wraz z majem, nowem ciepłem, nowem życiem serce pani Walewskiej napełnił. I szambelanowa całą swą duszę stopiła w przywiązaniu do dziecka, o nie się jeno troszczyła, niem cieszyła, jemu radowała.
Prawda, że i trosk nowych przybyło szambelanowej i gorzkich westchnień i obaw, ale tę, choć dręczyły, nie ła-