Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dążyć, lecz nie masz prawa płacić księciu de Ligny za dobre złem, kompromitować mnie, narażać na śmieszność...
— Bardzo żałuję.
— W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak dziś jeszcze uprzedzić księcia i utwierdzić go w zamiarach, żywionych dla Eleonory.
— Nie uczynisz tego, mościa księżno, — zakonkludowała zimno szambelanowa.
— Nic mi innego nie pozostaje! Darować bym sobie nie mogła, aby z mego powodu wynikły jakieś przykrości dla księcia. Namyśl się więc, rozważ jeszcze, idę natychmiast wygotować pisanie. Z bólem serca, z największą goryczą spełnię ten obowiązek.
— Nie masz się pani doprawdy czego śpieszyć.
— Jakto! Marie! Może jaki dobry genjusz natchnął cię zaufaniem ku tej, która cię kocha tak głęboko, tak serdecznie, a tak nieudanie.
Mały nosek księżnej fyrknął znacząco, batystowa jej chusteczka szukała ostrożnie oczodołów, zważając, by nie naruszyć warstw bielidła na twarzy.
Pani Walewska podeszła spokojnie ku Jabłonowskiej.
— Nie rozumiemy się, mościa księżno. Zapominasz, że z tego domu, ani do tego domu nie może dojść ani wyjść żaden świstek papieru, któryby nie mógł być okazanym cesarskiej kancelarji. To znaczy, że o ilebyś, mościa księżno, chciała obstawać, spotkałby cię los, który jutro nie minie twego kurjera.
Księżna na te słowa oniemiała i ledwie po dłuższej chwili zdołała dobyć głosu.
— Mnie, mnie ten sam los, co tamtego! Ha! ha! A to już wszystko ustaje... za moje dobro, za moje poświęcenie, za moje oddanie! Oh, mon Dieu, grozić! C’est trop fort! Oh, je ne supporterais pas ca! Wody! Oh, ma pauvre mère, gdyby żyła!