Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
I.

Po źle spędzonej nocy, pan Anastazy właśnie był kończył się ubierać, gdy dano mu znać o przybyciu księżnej Jabłonowskiej. Szambelan narzucił pospiesznie pudermantel i wyszedł na powitanie siostry.
Księżna była niezwykle uroczyście nastrojoną. Ledwie odpowiedziała na pozdrowienie, a gdy pan Anastazy, dając upust nurtującym go myślom, jął skargi a żale swe rozwodzić, nie skąpiąc siostrze wymówek, a co chwila podejrzane czyniąc apostrofy do pani de Vauban, księżna uśmiechnęła się zimno i odparła.
— Ach, mój drogi, twoje argumenty byłyby bardzo na miejscu w ustach drążkowego szlachelki. Mówisz, jakbyś nie znał dworu ani świata! Marie jest tak na miejscu!...
— W imaginacji pani siostry, ale nie mojej!
— Skoro zdecydowałeś się użyć jej do zadowolenia swoich ambicyj...
Pan Anastazy trzasnął tabakierką.
— To jeszcze nie dowodzi, żebym pozwolił, aby dostała się w ręce tej... tej intrygantki!...
— Ani przypuszczasz, ile zawdzięczasz Vaubance.
— Kłaniam uniżenie, kwituję z przysług! Dosyć mam tego! Opętać ją chce, usidlić!... Mam oczywisty dowód!... Wczoraj do niej pojechała!... Czekałem do północy i wiesz co?!... Wiesz co się stało?...