Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie przypominam!
— Dobry chłopiec. On i Romeuf wezmą cię w opiekę! Proszę tędy!
Generał podszedł ku drzwiom na lewo, lecz, jakby tknięty nową myślą, zatrzymał się.
— Wszak pan, pułkowniku, jesteś bratem rodzonym pani Walewskiej?
— Pani Walewskiej...
— No tak, mówiono mi właśnie, że pan jesteś jej rodzonym bratem!
— Moja siostra, generale, wyszła istotnie za Walewskiego... ale nie wiem, o której pani Walewskiej...
Generał zafrasował się.
— Ach, no! Sapristi! O pani Walewskiej, o pańskiej siostrze, bezwątpienia! Miałem zaszczyt być jej przedstawionym w Warszawie! Byłem oczarowany! Nie znam równie pięknej, równie ujmującej, równie dystyngowanej osoby, jak pani Walewska!
Łączyński ledwie mógł się powstrzymać od uśmiechu na to nagłe wyznanie.
— Ależ, panie generale, miło te słowa słyszeć, lecz to pomyłka! Moja siostra nie bywa nigdzie! Poprostu pewna różnica wieku między nią a mężem, dawnym szambelanem, mającym swe urojenia...
Hervé roześmiał się dobrodusznie.
— Więc właśnie taż sama! Marja, żona, bardzo... dawnego szambelana, to jest człowieka wcale nie pierwszej młodości! Oczarowany, olśniony byłem i jestem! Gdybyś, pułkowniku, miał sposobność, racz mnie przypomnieć jej pamięci!
— Bardzo będę rad, choć teraz panie generale, mimo całej ochoty zobaczenia się z siostrą...
— Ach! Naturalnie! Naturalnie, rozumiem! — podchwy-