Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nic... nic mi nie jest! — wyjąkał urywanem głosem szambelan.
— Nie mów tak do mnie! Ciebie to musi boleć!... Nie przecz tylko... Ja rozumiem!... No, ale sam się deklarowałeś na następstwa! Zawsze byłam temu małżeństwu przeciwna... Marie nie budziła we mnie zaufania! Jej małomowność, skromność udana wszystkich raziły!... Teraz trzeba ją wywieźć, bo wiesz, plotki wynikną, a wówczas księżna Dominikowa zerwie!... Będzie zniewoloną zerwać!...
— Mnie to zostaw... ja potrafię sam...
— A!... mój Anastazy... przecie się nie mieszam! Nawet przed ludźmi udałam, że nie rozumiem! Kiedy mi Thomas mówił, o mało się ze wstydu nie spaliłam. Więc kiedy wracasz do Walewic?
— Dziś — jutro — zaraz!... Niepotrzebnie przyjeżdżałem — ta cała Warszawa nie dla mnie... nie chcę ani waszych dzisiejszych reunionów, ani tej socyety z końca świata!... Nie dla mnie takie towarzystwo!
Księżna kiwnęła z przekonaniem głową.
— Drogi Anastazy! A cóż ja mam powiedzieć? Nudzę się... w tej nowej atmosferze... A co to za ludzie! Po wyciągnięciu Prusaków powychodziło wszystko jak mrowie z kątów... i już się do urzędów garnie! Ja, zaraz po zapustach, wracam do Wiednia!... Książe de Ligny dwa razy do mnie pisał — rady sobie bezemnie dać nie mogą. Wyjechałabym wcześniej, lecz mnie żal Ksawerowej — mariage by się rozchwiał!... Ja jestem z Dominikową bardzo dobrze!...
Szambelan stukał w tabakierkę, nie odpowiadając na wynurzenia siostry, Księżnę milczenie brata uraziło.
— Ciebie to nie zajmuje! — zakończyła z przekąsem.
Szambelan poruszył się na fotelu.
— Nic mnie nie zajmuje! — wybuchnął z jakiemś dziecinnem rozkapryszeniem. — Niech Ksawery poczyna sobie,