Księżna przyłożyła szkła do oczu i, spojrzawszy na obrońcę, rzekła z odcieniem rozmyślnego zdziwienia:
— Ach! Wszak chevalier de Gorajski! Bardzo miło!... Cóż za polityczna konwersacya... Anastazy, pozwól, że ci przedstawię... chevalier de Gorajski!...
Gorajski skłonił się nizko Walewskiemu.
Księżna przedstawiła z kolei szambelana Radziwiłłównie, a potem znów Ossolińskiego szambelanowi.
Pan Anastazy wykrztusił z trudem jakiś komplement, a następnie, nie mogąc zawładnąć opanowującem go znużeniem, ozwał się do żony:
— Musimy już, czas wielki!...
Żanetka ledwie zdołała ukryć zdziwienie, teraz dopiero dorozumiawszy się, że ma przed sobą męża swej przyjaciółki.
Szambelanowa podniosła się w milczeniu z miejsca. Księżna usprawiedliwiała brata.
— Ma chère Marie! Rozumiesz, jak bardzo chciałabym mieć was u siebie... ale nie śmiem zatrzymywać... po podróży!... Jutro znów!... Ach! Żeby to odłożyć...
— Niepodobna!... Nie można! — bronił się szambelan, krztusząc się i drepcząc.
— Tak pragnęłam was mieć u siebie na dłużej!... Koniecznie na dłużej!...
— Więc nieodwołalnie jutro wyjeżdżasz, Marysieńko? — wmięszała się Żanetka.
— Musimy!
— A cóż będzie z naszym spacerem? Jeden dzień! Tylko jeden dzień!... Umówiłyśmy się na jutro na przejażdżkę!... Księżna pani raczy się wstawić do szambelana!...
— Ależ... czy tu potrzeba aż instancyę wnosić... Taka penitentka... sama najcięższe skrupuły przemaga... ale doprawdy...
Żanetka nie dała się zbić z tropu wymuszoną grzecz-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/46
Wygląd
Ta strona została skorygowana.