Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pani szambelanowa dawno w Warszawie?...
— Przyjechaliśmy dzisiaj! — odrzekła pani Walewska, nie podnosząc oczu. — A waszmość, panie Stanisławie?...
— Dwa tygodnie temu jak wybrałem się ze Strzegobożyc.
— Na dobry czas waszmość natrafiłeś...
— Jak to mam rozumieć?...
— Cóż, dawniej niewiele tu było do widzenia, mniej jeszcze do czynienia, nie ciągnęło nic!...
— Dawniej?... A mnie zdaje się, że ciągnęło właśnie!... Samolubem jestem, gdy tak mówię, lecz któż w mojem położeniuby nim nie był?...
Szambelanowa oblała się rumieńcem.
— Trzeba panować i odwracać oczy ku rzeczom wielkim, podniosłym!...
— A pani... a ty, Maryo... jesteś szczęśliwa?...
Pani Walewska drgnęła.
— Żądasz, abym ci powiedziała?
— Tak, z twoich ust chciałbym usłyszeć...
Szambelanowa, podniosła dumnie kształtną główkę i rzekła z mocą:
— Więc tak — jestem nią!...
Gorajski głowę zwiesił i, skubiąc nerwowo koronkowy mankiet fraka, zauważył z goryczą:
— Jeżeli tak jest, cieszę się niewymownie!...
— Byłam pewna, że taka odpowiedź wystarczy!...
— Bo musi!... Maryo, ty drżysz!... Powiedz, czemu chcesz zadać kłam własnemu sercu?... Zdało ci się, że blask zbytku zagłuszy w tobie odzew danej przysięgi?... Podeptałaś lekkomyślnie moje szczęście; czyż ocaliłaś bodaj własne?... Przebacz — mnie nie wolno takiemi słowy przemawiać, lecz niechaj mam bodaj tę jedyną pociechę, że wówczas byłaś szczerą, że wówczas żywiłaś ku mnie...
— Przestań! — przerwała z wysiłkiem szambelanowa.