Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo inną byś nie mogła być!... Daruj mi śmiałe słowa!... Wybacz!...
Pani Walewska zerwała się z miejsca.
— Uciekajmy stąd! Uciekajmy!... Prowadź mnie pan — prowadź!
Ornano otrząsnął się.
— Pozwól pani... zawołam Constanta! Byleś umiała się oprzeć. Ja towarzyszyć ci nie mogę — jestem na służbie!...
— Więc pan mnie opuszczasz?!
— Panią opuścić! Gdybyż mi wolno było!...
— Constant może mnie nie usłuchać! — przerwała gorączkowo szambelanowa.
— Zaręczam pani, że ustąpi! Zamek! Na każdym kroku pełno ludzi! Zresztą gabinet ma to jedno wejście! A ja przy niem trzymam straż!...
Porucznik, nie czekając na odpowiedź pani Walewskiej, rzucił się w kierunku drzwi, prowadzących do służbowej antykamery i ujął za klamkę, — gdy, naraz, przeciwległe drzwi gabinetu cesarskiego rozwarły się z trzaskiem na ścieżaj. Na tle snopu światła zarysowała się sylwetka Napoleona.
— Ornano! — rozległo się gromkie zawołanie.
Porucznik stanął ubezwładniony, wryty w ziemię.
— Kto na służbie!?
Sire! — wybełkotał z trudem porucznik.
— Więc Ornano!... Masz tu papiery! Do Mareta, natychmiast!...
Porucznik zbliżył się automatycznie do cesarza, odebrał z rąk jego zwój papierów i ociężałym krokiem zmierzał ku drzwiom.
Napoleon tymczasem postąpił na środek komnaty ku pani Walewskiej.
— A... pani!? Proszę za mną...