Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jestem przekonaną! Nie łudziłam się, abyś pan widział coś więcej nad pozór!...
— Jakto?
— A więc, panie kawalerze, zapamiętaj sobie, że względy, które mnie tu przywiodły, stoją poza granicami pańskich domysłów! Zresztą, ani pan nie masz prawa mnie pytać, ani ja odpowiadać!...
Ornano wyprostował się.
— Tak — tak, masz pani słuszność... nie mam prawa! Żakostwo, dzieciństwo, urojenie!... Śmieszne, dziecinne urojenie!... A jednak — zaklinam panią, błagam, odejdź stąd, wracaj! Jeszcze czas, byleś miała odrobinę woli! Zawołam Constanta!
— Mam wyznaczoną audjencję!
Ornano roześmiał się sucho.
— Audjencję! Pani nazywasz to audjencją?...
Pani Walewska podniosła głowę.
— Nie rozumem tej ironji! Czekam na posłuchanie u cesarza Francuzów!
— To niepodobna! Nie — sto razy nie! Otumaniono cię, zwabiono, okłamano! Panibyś tu dobrowolnie nie przyszła! Użyto podstępu!...
— Panie kawalerze — szepnęła z napomnieniem pani Walewska, którą drżący głos porucznika lękiem zaczynał przejmować. — Panie kawalerze, słów jego wytłumaczyć sobie nie umiem! Mówisz, jakbyś wątpił o honorze!...
— Prawda — prawda! Sam nie wiem, co mówię, lecz czemuś tu przyszła! Odpowiedz! — Rozumiem, oszukano cię, omylono twą czujność! Dlaczego milczysz pani?
Szambelanowa ukryła twarz w dłoniach. Ornano pochylił się ku pani Walewskiej.
— Więc nawet nie próbujesz pani usprawiedliwić się?... Więc byłożby to prawdą, że sama, dobrowolnie!...