Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a rozproszyć jej zniecierpliwienie, lecz, w miarę posuwania się wskazówki zegara, niepokój księżnej wzrastał, potęgował się.
Wybiła dziewiąta. Księżna porwała się z kanapki.
Ma foi, to niemożliwe. Hrabina nie zastanawia się nad skutkami! Czas najwyższy!...
— Zaręczam, że Vaubanka nic nie spóźni!
— Być może... ale nareszcie i ja mam coś jeszcze do powiedzenia Marylce... Chyba jako familjantka...
— Ileżbym dała za to, żeby być na jej miejscu!
— Nie, dłużej czekać niepodobna! Dziewiąta! Może zapomniała o godzinie!
— Och! Vaubanka! Vaubanka nie zapomni! — rzekła z przekonaniem Fryne.
Jakby na potwierdzenie słów Czosnowskiej, w bocznych drzwiach ukazała się hrabina.
Księżna podeszła śpiesznie ku przybyłej.
— Moja najdroższa!... Dziewiąta!... Czas wielki!...
— Stąd przecież tylko parę kroków!...
— I cóż Marylka?... Jakże?...
Hrabina westchnęła zlekka.
— Uczyniłam wszystko, co w mojej mocy!
—  ?... i?!...
— I zdaje się, że jest dobrze! Tylko!...
— Tylko co?! — badała natarczywie księżna.
— Jest tak zrezygnowaną, aż jestem niespokojna.
— Pozwól, moja najdroższa... muszę wiedzieć...
— Poddanie się jej tak raptowne, tak nieograniczone, utwierdza mnie tylko w podejrzeniu, że sentyment jej dla Gorajskiego sięga tam, gdzie może się stać groźnym.
— Groźnym?!
— I bardzo! Dziś dla niego skłania się — nie wątpię, że o nim nadewszystko mówić będzie cesarzowi...