Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

radzenia się, idzie o stanowczy krok! Mamy za sobą wszystko, pozostaje przedłożenie uczynić...
— Tak, tak! — powtarzała z roztargnieniem księżna, zbierając niedbale do woreczka porzucone na konsoli drobiazgi.
— Tylko pierwsze słowo nie może wyjść ode mnie! Oni powinni zacząć!... Najprzystojniej byłoby mi wstęgę — wielką wstęgę tu... Tabakierka, owszem, nie neguję, lecz nadewszystko wstęga! Dają, ja dziękuję, przychodzi do wymiany słów i życzeń, deklaracja, konferencja!... Mówisz co?! Nic! Aha! Układ pozostaje w tajemnicy do czasu! Ja wydaję bal, cesarz przyjeżdża, zaprasza się co najprzedniejszych... Cesarz ma długą ze mną rozmowę, ogólne poruszenie, szepty, domysły — a nazajutrz skrypt, publikacja, instalacja stante pede!... Mówisz co?!
— Nic — tylko...
— Inaczej ani mowy! Trzeba przystojnie i trzeba z formą!... Tak ci dawniej bywało i w Paryża, i w Wiedniu! Kolumna-Walewski skłania się do rachub, przyjmuje plany, ale Kolumna-Walewski to nie żaden adjutancik, żołnierzyk, co znów marzy o szlufach, a śni o pióropuszu generalskim! Jeżeli Kolumna-Walewski potrzebuje Napoleona, toć Napoleon potrzebuje Kolumny-Walewskiego! No, dopełniają się wzajemnie, wspomagają! Bo Kolumna-Walewski sobie, a Napoleon sobie!...
— Daruj, mój Anastazy...
— Co? Co?! Myślisz, że inaczej?
— Bynajmniej, tylko pani oboźna czeka!...
— Niech czeka! Wszyscy oni niedługo czekać będą musieli!...
— Oczywiście!... Lecz teraz muszę, muszę koniecznie! Ty sobie wypoczniesz tymczasem, to ci się należy! Umęczyłeś się dzisiaj!... A na mnie czas największy!
— Ależ, pani siostro, niepodobna ci się oddalać, wszak