Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rąbkach promieniami słońca, i do wróbli, koziołkujących na śniegiem usłanym szczycie dachu gospodarskiej oficyny.
Chrapliwy głos pana Anastazego przerwał to usposobienie szambelanowej.
Pani Walewska ze zdumieniem wysłuchała perory o chronieniu się przed zaziębieniem, zdziwiła się nawet, że mąż nakazał służebnej zaryglować natychmiast okno, a gasnący ogień na kominku podsycić.
— Jesteś nieostrożna, nierozważna! — strofował tymczasem szambelan, tuląc szyję w ramiona i rozcierając ręce. — Mróz na dworze, a waćpani w oknie! A — toć najzdrowszemu dokuczy! Aż parę widać! Brr! Jakże można!... Ziąb — ziąb!
— Tutaj?
— Trzęsę się cały! Pozwól stąd do siąsiedniej komnaty! Nierozsądek — roztrzepanie, zadufanie!... Nic na własne zdrowie nie masz względu! Hm! A cóż Małachowski?! Mówił co, mówił? Hę? Zabiega?.. Co?!...
Szambelanowa uśmiechnęła się.
Ugiął się! Byłem tego pewny! Nie sporo imć panu marszałkowi karku nachylać! Cha — cha! Przyszło im na moje podwórko się napraszać! A jakże mnie wyściskiwał przy pożegnaniu! Przyjaciel! Druh! No, no, lecz mamy ze sobą stare porachunki! Dwa starostwa mi wydarł razem z Kołłątajem i panem Ignacym Potockim... przed nieboszczykiem królem czernił, a jak była okazja, buty szył! Nic, nic, policzymy się teraz, policzymy! Walewski ma dobrą pamięć, wyborną pamięć! Wie, jak rzeczy przedstawić cesarzowi. Czego się waćpani śmiejesz?! Oczywiście, nie będę krył, co myślę, ani o Dąbrowszczykach, ani o Małachowszczyźnie! Tu nie ma okazji do żartów. Z nikim władzą dzielić się nie będę — lada godzina spodziewam się stanowczych propozycyj od Talleyranda. Wybickiemu...
Szambelanowa roześmiała się głośniej.