Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na, a spostrzegłszy służebnę we drzwiach, rozkazała krótko: — Wprowadź tu panią hrabinę!
Szambelanowa zafrasowała się.
— Czy to wypada!... Jeżeli już trzeba koniecznie, wyjdę do salonu!
— Nie — nie! Przeciwnie! Vaubance sprawisz przyjemność, będzie dla niej dowodem, że przyjmujesz ją sercem, że usuwasz lody ceremonji!... Pozwól!... właśnie hrabina!...
Pani Walewska zwróciła głowę ku drzwiom, w których stanęła pani Vauban i postąpiła parę kroków naprzód, chcąc powitać przybyłą, lecz ta wyprzedziła ją i, ruszywszy posuwistym krokiem, wyciągnęła ręce ku pani Walewskiej. Szambelanowa nawet nie zdołała słowa wyrzec, gdy ręce pani de Vauban zacisnęły się kurczowo na jej kiściach, a usta hrabiny jęły nerwowe wyciskać pocałunki na twarzy pani Walewskiej.
— Niezmiernie wdzięczna! Proszę wierzyć! Dawno szukałam okazji! — szeptała pani de Vauban, nie zaprzestając ciągle gorących uścisków i żywych pocałunków.
— Ja również, ja również! — powtórzyła machinalnie pani Walewska, odurzona zarówno mdłym zapachem perfum, bijących od pani de Vauban, jak i wybuchami niespodziewanej serdeczności.
Księżna w tem miejscu uważała za właściwe sięgnąć po batystową chusteczkę, przesunąć ją nieznacznie od końca nosa ku oczom i westchnąć z uczuciem ulgi.
— Jak mnie to cieszy!
— Niechże pani będzie łaskawa zająć miejsce! — rzekła szambelanowa, uwalniając się nareszcie z objęć pani de Vauban.
Hrabina wyciągnęła rękę ku pani Walewskiej i powiodła szambelanowę ku kanapce pod oknem.
— Tu będzie nam dobrze! Nieprawdaż!?...