Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cóż, piję! Niech żyje!
— A teraz, mości panowie, dosyć polityki — Hercau ma głos!
— Na zgodę! — ozwał się hrabia, przypijając do Jerzmanowskiego.
Przeciwnicy podali sobie ręce.
Łubieński próbował głosem pojednawczym przekonać jeszcze kapitana — lecz Kozietulski nie dał mu więcej przyjść do słowa.
— Porzućcie te spory! Hrabio, opowiedz nam swoją przygodę z tą... tą — pamiętasz?...
— Wybornie, Hercau niech mówi!
— Panowie, już to tak dawno, że nie pamiętam!
— Hrabio kochany!
Hercau przymrużył filuternie lewe oko i spojrzał ku Jerzmanowskiemu.
— Ba — może i byłoby coś do powiedzenia na czasie — ale, na parol, obawiam się kapitana!...
— Et — cóż znowu, nie znasz pana Pawła, setny kompan! Byleś politykę omijał!
— Hm — zapewne — rzekł z komiczną powagą Hercau — ale... bo tu z cesarzem sprawa!
— Z cesarzem? — podchwycił Krasiński. — Mówże!!... Jerzmanowskiego biorę na siebie!...
Kapitan uśmiechnął się pobłażliwie.
— Przecież nikogo z was nie myślę niewolić! Każdemu wolno własne mieć wyobrażenia!
— Tembardziej, panie kapitanie, że miałem szczęście, a raczej nieszczęście przekonać się, jak to Hektor umie postać Adonisa przybierać!
Młodzież skupiła się ciekawie około hrabiego, zachęcając go wesołymi okrzykami do mówienia.